Upadek. I to dosłownie. Mamy remont w domu i dziura w podłodze była przysłonięta tylko kartonami, oczywiście, że musiałam tam wpaść ;) ledwo chodzę a jak już to z bólem, na szczęście chyba nie ma złamania, ale kostka bardoz obita, spuchnięta i robi się niebieska.
Wpadłam tuż przed wizytą u lekarza, beczałam najpierw z paniki, ale na szczęście już jest okej.
Oficjalnie została potwierdzona ciąża, serce bije, co było nawet widać na ekranie, niesamowite, że noszę w sobie innego człowieka. Niby sie staraliśmy świadomie, ale teraz do mnie dochodzi, że zmieni się całe nasze życie.
Zarodek ma prawie 1cm, malusieńki. Ja się czuję spoko, wybrałam sobie już klinikę pielęgniarek, które będą mnie prowadzić.
Oby wszystko tylko było okej.
Wczoraj na terapii Pani spytała mnie też jak w ogóle z napadami jedzeniowymi, jak czuję się we własnym ciele, itd. Ogólnie o tym tak nie myślę, po prostu wiem, że zgrubnę, ale wiem, że nie musi to być też za dużo, tylko w tak zdrowej skali. Nie mam napadów, jem normalnie. Wczoraj np byliśmy w restauracji na tapasach, i normalnie bym się obżarła, ale moje ciało nie czuje się okej. Po prostu trzeba mi domowego żarełka :)
Dzisiaj zdjadłam kanapkę naładowaną warzywami i vege kurczakiem, potem obalę ciasto jabłkowe, które upiekłam i zostanie obiad.
Chciałabym pisać wcześniej, ale mój blog kręcił się w okół jedzenia a teraz zostaje w sumie nic. Moje dni są tak nudne, że hej.