środa, 18 września 2024

Czas leci

 Hej dziewczyny,

 

Mój ostatni wpis był 2,5 miesiąca temu a ja czuję się jakby minął tydzień.

Nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, walczę ze swoimi demonami nadal.

 

Próbuję rozszyfrować samą siebie i zobaczyć co jest wpływem tych leków hormonalnych, a gdzie mój prawdziwy charakter.

 

Nie chcę usprawiedliwiać każdego swojego rozchwiania hormonami, ale wierzcie mi, to czasami tak mocne uczucie, jakby ktoś przejął stery za mnie.

Na szczęście jedne leki mi odeszły, chyba progesteron, bo po zwiększonej dawce leków stymulujących owulację w końcu ją dostałam i miałam okres naturalnie.

Na ciążę jeszcze muszę poczekać, wiadomo, można planować, ale to też kwestia szczęścia, tymbardziej że dawka zadziałała i teraz już nie mam usg jajników.

Z jednej strony fajnie, bo nie muszę brać ciągle zwolnień i jeździć do szpitala co parę dni, jest mniej stresu, a z drugiej działamy z chłopakiem w “ciemno”, więc cieżko wyczuć kiedy się starać.

 

Początkiem września byliśmy we Włoszech, w Dolomitach z moją przyjaciółką i jej chłopakiem. To był też tydzień brania leków i boję się, że to one miały wpływ na lekki rozstrój emocjonalny, dość depresyjny.

Oficjalnie to lek na raka piersi, także kurczę no one są silne.

Ale jak jedziecie w grupie i np. Umawiacie się na wypad na konkretną godzinę (byliśmy na jedno auto, nasze) to fajnie jakbyśmy też o tej samej porze wychodzili co ustalone dzień wcześniej.

A tu codziennie pół godziny poźniej, 40min, czasem godzinę się przesuwało. Tam pierwszy, drugi raz rozumiem, ale po paru dniach mnie to irytowała, ale nie mówiłam nic. A było dużo różnych niejasnych sytuacji.

Oni też mają sporo na głowie, dużo stresów, nie chciałam dokładać.

My jednak równiez pojechaliśmy na wakacje po dość intesywnych miesiącach i chyba troche się wszystko skumulowało.

 

Raz byliśmy w pięknym miejscu i dostałam załamki przez mojego chłopaka, popłakałam się bardzo, miałam wybuch smutku, bo ja no źle wychodzę na zdjęciach.

Jestem gruba, mam aparat, okulary i zawsze coś jem, albo mam miny, jestem niefotogeniczna po prostu.

I tak raz w restauracji śmialiśmy się z moich zdjęć, drugi raz aż do tego jednego dnia, gdy mój chłopak się zaśmiał i pokazał zaś zbliżenie podczas łażenia na moją twarz a chwilę wcześniej zrobił ładne zdjęcia mojej przyjaciółce.

Nie miał kompletnie nic złego na myśli, wierzcie mi to skarb i moje wsparcie życiowe, kocham go bardzo, ale każdy popełnia czasem błędy.

I wybuchłam no, przykro mi się zrobiło, że przyjaciółce robi zdjęcia, które są bardzo ładne (bo ona pozuje często, akurat dla chłopaka swojego pozowała). I mój chciał uchwycić inny obraz z boku, bo oni oboje mają bzika na punkcie zdjęć.

A mi pokazuje zbliżenie mojej mordy jak zaś mam brzydką minę. Miałam dość tego wyśmiewania się ze mnie, tego że na każdych wakacjach go proszę, aby mi nie robił takich zdjęć, że to niefajne uczucie być cały czas wyśmiewaną, bo ile można. Ani razu nie powie, abym np stanęła i zapozowała (pewnie i tak bym odmówiła, ale chodzi o ideę), bo on robi zdjęcia zawsze spontanicznie.

 

I przyjacióła na początku mnie przytuliła, a gdy dałam ten przykład z nią to mówi, że teraz to ona czuje się winna, że to niefajne co ja mówię. I kurde no już ręce mi opadły po prostu, bo za każdym razem moje emocje są odsuwane i skupiać się muszą na kimś innym. Ale wytłumaczyłam jej, że tu chodzi o przykład tylko, obgadałyśmy sobie wszystko i się przytuliłyśmy. Obiecałam, że to jedyny i ostatni taki wybuch i od tego dnia było lepiej, bo no wstyd mi było, bo to wakacje, a ja mam smuty, nie powinnam nimi obarczać innych. Chłopak również mnie przeprosił.

 

Niestety bardzo często słyszałam, że jestem inna, że na wakacjach pare lat temu na Słowacji byłam inna. No byłam inna, był inny moment w życiu, nie faszerowałam sie lekami. Musiałam się bronić i mówię, że chcę to zmienić, że chodzę na terapię, aby właśnie nad sobą pracować, ale to się nie stanie w miesiąc.

Czuję, że byłam nieuczciwie potraktowana na tych wakacjach. Jak miałam stresy czy lekkie irytacje na chłopaka, takie wiecie normalne, zwykłe to było to wszystko brane pod lupę przez moją przyjaciółę i jej chłopaka. Jakby wszystkie oczy były skierowane na mnie bezpodstawnie. Jednak gdy ona miała stresy czy spięcia z chłopakiem to ja  nigdy nic nie mówiłam, milczałam i się nie wtrącałam, nie komentowałam a też często do siebie niefajnie mówili. Mój chłopak tymbardziej, wiadomo, on nie rozumie polskiego.

Każda para ma swoje takie rutyny, rzeczy które nas w sobie denerwują, i takie problemy, które są w domu normalne, że sie na nie irytujemy, są dla osób trzecich czymś zupełnie nowym.

Albo był komentarz, że jest codziennie takie spięcie, że ona czuje niefajną atmosferę, że nawet nie siedzimy na kawie razem rano, że w jeden dzień schowałam się do pokoju rano a ona siedziała w salonie z kawą, że ja ciągle sie irytuje na chłopaka, itd.

I tak, poirytowana byłam troche na chłopaka to wzięłam kawę i siadłam w pokoju, bo jak poszłam kawę rano robić to salon był pusty a ja słyszałam jak ona robi sobie włosy szuszarką to wzięłam kawę i ogarnęłam troche pokój ;p

I tak rodzą się nieporozumienia właśnie a ja jestem źle odbierana, bo dosłownie poczułam jakbym to ja była powodem wszystkiego co złe.

 

Obgadałam tą całą sytuację z psychologiem na terapii, powiedziałam, że nie chcę się wybielać czy coś, bo to tylko moje subiektywne spojrzenie na sytuację, ale wsparła mnie w paru kwestiach, np to wyjeżdzanie na czas czy prawo do tego, że np nie chcę mieć robionych zdjęć (chocia z tu tez jest mocny brak poczucia własnej wartości widoczny) czy że mogło mi być przykro wtedy. Dała mi pare fajnych rad jeśli chodzi o komunikację na takich grupowych wyjazdach, aby np zaczynać pozytywnie, ale być asertywnym.

Pani uznała, że powinnam porozmawiać z przyjaciółką o tym, szukałam wymówek, bo wiem, że będzie zajęta, ma spotkania co tydzień, remont, itd, ale Pani uznała, że chyba uciekam troche od rozmowy i rzeczywiście miała rację. Boję się konfrontacji, że zostanę, źle odebrana.

Po paru dniach od przyjazdu, gdzieś w tamten piątek zagadałam do przyjaciółki, jak się czuje, itd. Niby odpowiedziała mi normalnie, ale jakoś chyba nie była skłonna do rozmowy, nie mam pojęcia, ja często nadinterpretuje sytuacje czy rozmowy a okazuje się, że jest ok. Nie napisała nadal nic od tego czasu a ja nie chcę już zagadywać pierwsza.

 

Wiecie smutno mi i przykro, bo też na terapii powiedziałam, że zawsze mam wrażenie, że jestem tą czarną owcą, potworem. A ja w 9 na 10 sytuacji nie mam naprawdę nic złego na myśli.

 

Poczułam się teraz bardzo samotna, pomimo, że chłopak jest dużym wsparciem, to tak bardzo mi przykro. Czuję się jakbym zawsze zostawała sama, zawsze była traktowana nieuczciwie. To okropne uczucie i staram się teraz to jakoś przerobić, walczyć z tym, zrozumieć, ale też nie robić z siebie ofiary czy coś. Opisuję tylko swoje uczucia.

Najlepsze jest to, że ledwo wróciliśmy do domu a ja juz w czasie jazdy miałam super humor. I ten cały tydzień teraz jest okej, mam super komunikację w pracy, bardzo dobry czas, podpisaliśmy umowę na zamówienie nowej kuchni, która przyjdzie początkiem marca. Jedzeniowo jest tak fifty-fifty. Jem dużo normalnych posiłków, czasem wejdzie ciastko, ale takto na razie napadów brak.

 

Sorki za to jojczenie o tych wakacjach, ale to jedyne co mi teraz bardzo ciąży. Chcę wrócić do rytmu diety, lunch boxów i ćwiczeń.

2 komentarze:

  1. Terapia nauczyła mnie właśnie tego, że każdy ma prawo do swoich emocji, przeżywania świata wewnętrznego takim jakim ono jest. Chociaż może zabrzmi to niewłaściwie, także Twoja przyjaciołka. Z tym wyjątkiem, że jeśli powiedziałaś jej o swoich problemach a ona się od Ciebie odsunęła to bardzo słabo z jej strony, bo nie udzieliła Ci wsparcia. Mam nadzieję, że jakoś to przetrawi i Wasza przyjaźń nie ucierpi. Nie pamiętam czy wspominałaś o zaczęciu terapii. Powiem Ci, że bardzo się cieszę z tego kroku, zwłaszcza, że było Ci tak trudno podjąć tę decyzję. Trzymaj się Kochana. PS. nie uważam, ze to "jojczenie". Myślę, że blogi służą wyrzucaniu z siebie nawet najczarniejszych myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację akurat, każdy nawet moja przyjaciółka ma swoje schematy. Na terapię chodzę już ponad 2 miesiące, tak co dwa tygodnie, bardzo mi otwiera oczy na wiele spraw i zachowań. Dziekuję, zs komentarz

      Usuń

Czas leci

  Hej dziewczyny,   Mój ostatni wpis był 2,5 miesiąca temu a ja czuję się jakby minął tydzień. Nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, walczę ...